Haker wolący pozostać znany jedynie pod pseudonimem "neo" przyjął odpowiedzialność za niedawne efektywne zniknięcie z sieci serwisu.
Jak sam wyjaśnia: "nie robię tego, co jest zgodne z prawem, ale to, co uważam za słuszne". Wyjaśnia że jest świadom dyskusyjności swojego postępowania względem zasady wolności słowa oraz stanowiska osób twierdzących że kto inny powinien decydować czy takie strony mają prawo istnieć, jednak nie widzi kto miał by podejmować taką decyzję. Retorycznie pyta "nasz kochany rząd?" i zaraz po tym odpowiada - "postanowiłem, że sam to załatwię". Efektem jego działań strona redwatch, czy dokładniej; jej oba z rzekomych 300 serwerów są niedostępne od prawie tygodnia.
Neo wyraża też poparcie dla kampanii kiluj.pl która zyskała spory rozgłos w internecie w ciągu ostatnich tygodni jednak krytykuje wykorzystywane przez nią "nieskuteczne" metody. Poniekąd jako dowód skuteczności swojej własnej metody "wyłączył" także stronę tworca.org bezpośrednio wspierającą redwatch, można się także spodziewać że niebawem ich śladem pójdzie polska strona organizacji blood and honor która już teraz nie zawsze funkcjonuje normalnie, po tym jak na swój celownik wzięła ją część osób zaangażowanych w akcję kiluj.pl.